Jak już na pewno wiecie (powtarzam to przecież do znudzenia) mieszkanie to obok pracy jeden z dwóch filarów podtrzymujący życie na emigracji (i nie tylko bo przecież w ojczyźnie także). Kto szukał mieszkania czy pokoju do wynajęcia czy to w UK, czy w Polsce ten wie, że nie jest to łatwy proces. Na poszukiwaczy czyha mnóstwo pułapek, a oglądane mieszkania często daleko odbiegają od wspaniale napisanej oferty w internecie. Jak bardzo pomysłowi są ludzie w Anglii i co próbują wynająć? O tym w dzisiejszym artykule – ku przestrodze.
Przytulne studio (kawalerka), tanio. Człowiek widzi takie ogłoszenie i od razu serce zaczyna mu bić szybciej. Czym prędzej łapie za telefon, dzwoni, umawia się na wizytę. Jeszcze tego samego dnia zgłasza się pod podanym adresem i co widzi? Ano zwyczajne pomieszczenie gospodarcze na strychu trzypiętrowego domu. Pomieszczenie to ma jakieś 8 metrów kwadratowych, w jednym kącie za łazienkowym parawanem zamontowana jest ubikacja, w drugim kącie stoi stara kuchenka elektryczna, oprócz tego wiszą dwie szafki a na podłodze stoi stare metalowe łóżko, mały stolik i dwa taborety. Prysznica nie ma, ale na wyposażeniu „mieszkania” duża miednica i konwka. Żart? Nie, to prawdziwa sytuacja sprzed roku. „Mieszkanie” znajduje się w Londynie a oferta była jak najbardziej poważna. Cena za to Londyńskie cudo to jedyne 750 funtów za miesiąc. Fakt faktem „mieszkanie” było odmalowane ale… Chciałby ktoś w takim mieszkać?
Inny przypadek to „jednoosobowy pokój” w mieszkaniu współdzielonym. W ogłoszeniu jasno stało, że pokój jest mały – ot wystarczający żeby wstawić łóżko, jakąś szafkę. Taki pokoik dla osoby która w domu głównie śpi. Poza tym przecież jest living room (salon) do wspólnego użytku więc w czym problem? Teoretycznie w niczym. Sam byłbym w stanie kilka miesięcy mieszkać w malutkim pokoiku o ile by mi się to opłacało. Problem w tym, że ów „pokój” to… szopa postawiona w salonie! Tak, dobrze widzicie i dobrze czytacie. Pomysłowy landlord postawił drewnianą szopę (nową na szczęście) w rogu naprawdę dużego salonu i mianował ją „jednoosobowym pokojem”.
Kolejny przykład to mieszkanie współdzielone. Znów na oko nic dziwnego, wszak emigranci często mieszkają po kilka osób w jednym mieszkaniu. Zresztą nie tylko emigranci. Jednak pewne ogłoszenie oferowało mieszkanie dla ponad dwudziestu osób. Żeby było jasne: nie mówimy o dużym przestronnym domu, a o czteropokojowym mieszkaniu z jedną łazienką! Płatność od osoby więc możecie sobie wyobrazić, że landlord kosi naprawdę niezłą kasę.
Po co to wszystko wypisuję? Częściowo po to, żebyśmy mogli się pośmiać. Ale głównie ku przestrodze. Konkurencja wśród poszukujących mieszkań i pokoi czy to w Londynie, czy w innym dużym mieście jest tak duża, że wynajmujący bez skrupułów na tym żerują. Pół problemu jeśli pojedziecie, zobaczycie i zrezygnujecie. Gorzej, jeśli dacie się skusić „agentowi” i z góry wpłacicie zaliczkę, czynsz czy depozyt podekscytowani wizją fajnego, taniego mieszkania. Szukając lokum niejednokrotnie można usłyszeć miły, budzący zaufanie głos w telefonie mówiący, że chętnych jest wielu, ale jeśli natychmiast przelejesz pieniądze (np. zaliczkę) to dobry i łaskawy landlord (tudzież „agent”) zarezerwuje Ci mieszkanie. Jak to się później kończy? W najlepszym wypadku zmuszeni będziecie zamieszkać w szopie postawionej w salonie. W najgorszym? Więcej nie zobaczycie ani pieniędzy, ani „agenta”.
Dlatego właśnie tak ważna jest rozwaga przy poszukiwaniu mieszkań. Ja nie twierdzę, że nie zdarzają się oferty absolutnie wyjątkowe. Ba! Sam na taką trafiłem i z taniego mieszkania korzystam do dziś. Jednak najczęściej jeśli coś jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe to… takie właśnie jest! Warto więc zapamiętać:
1. Żaden normalny, porządny agent czy landlord nie żąda pieniędzy z góry, przed oglądnięciem mieszkania
2. Najlepsze i najskuteczniejsze agencje pobierają pieniądze PO sfinalizowaniu umowy! Nie za podanie kontaktu, czy doprowadzenie do spotkania najemcy z wynajmującym, a po podpisaniu umowy.
3. Jeśli 90% danego typu lokum (np pokoju do wynajęcia) w danym mieście czy dzielnicy kosztuje np. między 400 a 600 funtów, to każda oferta odbiegająca w znacznym stopniu od tych widełek (kosztuje np. 200 funtów) jest mało wiarygodna i należy ją trzy razy sprawdzić.
4. Mało prawdopodobne, że agent „jakoś tak Was polubił” że „w drodze wyjątku” załatwi Wam mieszkanie. Zwłaszcza, jeśli „potrzebuje na to pieniędzy”. Nie twierdzę, że czytelnicy Ponglisha nie są sympatyczni i nie dają się lubić „od pierwszego spojrzenia”. Ale do takich deklaracji ze strony osoby z którą robimy interesy należy podchodzić z rezerwą.
5. Z podobną rezerwą podchodźcie także do wszystkich „życzliwych” nieznajomych którzy także Was bardzo polubili po trzech wymienionych zdaniach i za drobną opłatą odstąpią Wam namiary i dadzą Wam list polecający na mieszkanie które właśnie zwolnili a landlord szuka osoby zaufanej. Stracicie pieniądze, a mieszkania nawet nie zobaczycie.
Na koniec rada: szukając mieszkania najbezpieczniej robić to za pomocą sprawdzonej agencji. Jeśli nie znacie żadnej godnej polecenia, przejdźcie się po nich i popytajcie. Jeśli, jak wyżej napisałem, agent nie oczekuje żadnych pieniędzy z góry, płatność pobiera po podpisaniu umowy, bądź co lepiej Wy nic nie płacicie, robi to landlord – śmiało możecie zacząć rozmowę na temat konkretnych mieszkań. Dodatkowo po powrocie do domu warto wrzucić nazwę agencji do wyszukiwarki i sprawdzić opinie. Nie spieszcie się (wiem, że czas goni) i nie „łapcie” pierwszej lepszej oferty pięknie wyglądającej. Jeśli podejdziecie do tematu z rozwagą, wszystko powinno być w porządku.
A na co zwrócić uwagę oglądając potencjalne mieszkanie, i jakie jeszcze pułapki zastawiają na nas landlordowie i agencje? O tym w kolejnym artykule.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis