Jak się żyje na emigracji?

Zdecydowana większość artykułów na naszej stronie to zbiór informacji i lepszych lub gorszych rad. Dzisiaj chciałbym poruszyć mniej obiektywny temat dotyczący życia na emigracji (czy to w UK, czy w innym kraju). W internecie pełno jest pytań w stylu „jak się żyje na emigracji”. Owszem, możemy ustalić przewidywaną wysokość zarobków, czy możliwy do osiągnięcia standard ekonomiczny. Ale czy to jedyne kryterium? Nie do końca…

Jeśli miałbym na powyższe pytanie odpowiedzieć jednym krótkim zdaniem, powiedział bym, że… jest ciężko. Oczywiście nie dotyczy to każdego a emigracja nie jest jednym wielkim pasmem nieszczęść. Ale jest pasmem wyzwań, często na pierwszy rzut oka przekraczających nasze możliwości. Wyjazd zarobkowy na dłuższy czas jest trudny już na poziomie podjęcia decyzji. A potem wcale nie jest z górki. W wielu poprzednich artykułach omawialiśmy formalności i zadania które musi wykonać młody emigrant zarówno przed wyjazdem, jak i po drugiej stronie granicy. A to nie są jedyne problemy.

Musimy uświadomić sobie, że wyjazd do obcego kraju to zmiana życia o 180 stopni! Nagle okazuje się, że najprostsza czynność, którą w Polsce wykonywaliśmy niemal mechanicznie, tutaj sprawia problem. I nie mam na myśli jedynie bariery językowej. Inny język, inna kultura inni ludzie. Zachowania które są dla nas naturalne, w innym kraju mogą okazać się nie do przyjęcia. Sam pamiętam sytuacje z pozoru banalne, gdy na progu angielskiego mieszkania zastanawiałem się, czy zdjąć buty czy nie. Niby nic, a stresik murowany. Jeśli nie zdejmę, to mogę okazać brak kultury, zdejmę to mogę narazić się na zdziwione spojrzenia gospodarzy. Zwyczajnie nie miałem pojęcia jak to w UK wygląda, a wiedziałem że są kraje w Europie, gdzie butów się nie ściąga. Nie miałem tylko pewności, czy Anglia do nich należy 😉 Takich małych problemików napotykałem kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt dziennie. Jeden nie stanowi kłoptu, większa ich ilość znacząco zmniejsza pewność siebie.

Takie pułapki czyhają od pierwszej sekundy po wylądowaniu. Wsiadamy do autobusu w Londynie? Nic trudnego prawda? Ładujemy się do pojazdu środkowymi drzwiami a kierowca patrzy na nas jak na złodziei. Czemu? Bo tutaj do autobusu wsiada się tylko pierwszymi drzwiami. Pozostałe (jeśli w ogóle są) służą jedynie do wysiadania. Zgubiliśmy się i chcemy zapytać o drogę? Nic trudnego, w końcu 10 lat nauki angielskiego zrobiło swoje. Zaczepiamy przechodnia, pytamy o drogę i… ni w ząb nie mamy pojęcia co on do nas mówi! Jakoś tak szybko nawija i z dziwnym akcentem. Wieczór się zbliża a my nie mamy jeszcze pościeli. Gonimy do sklepu i zamiast zapytać o prześcieradło pytamy o (przepraszam za wyrażenie) gówno. Różnica w wymowie między słowami sheet (prześcieradło) a shit (śmierdzący produkt uboczny żywienia) jest naprawdę niewielka i nawet po 10 latach nauki może się okazać, że źle je wymawiamy. A może być i gorzej. Jeśli źle zamówimy colę, może się okazać że zamiast o amerykański napój poprosimy sprzedawcę o… męskie przyrodzenie i to w raczej wulgarnej formie. Znów problem wymowy i podobnie brzmiących słów.

Powyższe przykłady to tylko kropla w morzu większych i mniejszych wpadek. Jak już napisałem, nie są to wielkie problemy, a raczej małe szpileczki które sami sobie wbijamy i długo wbijać będziemy. Na dłuższą metę mogą powodować frustrację i zniechęcenie, a przecież nie po to wyjeżdżaliśmy, prawda? Nie wspominam już o naprawdę ważnych sprawach i dużych problemach jak wynajęcie mieszkania, znalezienie pracy czy zalegalizowanie w 100% pobytu na Wyspach. O tym możecie poczytać w innych artykułach na naszej stronie.  Czemu to wszystko piszę? Żeby uświadomić Wam, że nie jest lekko. Co nie znaczy, że nie warto wyjeżdżać. Z czasem ilość wpadek i problemów zmniejsza się, a nasze życie tutaj stabilizuje się.

Wielu nowych emigrantów musi pogodzić się z faktem, że nie ominie ich nauka. Dla niektórych to powrót do książek po wielu latach. Nauka języka, podnoszenie lub zdobywanie kwalifikacji to podstawa jeśli chcemy cokolwiek tutaj osiągnąć. Inna sprawa, że UK pod tym względem jest dużo bardziej przyjazne. Jeśli tylko chcemy się uczyć to mamy taką możliwość (często za darmo) wystarczy się tylko rozejrzeć.

Chyba najbardziej bolesnym i trudnym aspektem emigracji jest rozłąka z rodziną. Oczywiście, w dzisiejszych czasach możemy ją łagodzić dzięki video rozmowom czy tanim liniom lotniczym, nie mniej jednak to problem. Większość z nas szykując się do wyjazdu sprawdza przykładowe ceny i rozkład lotów. I wyobrażamy sobie, że w sumie to nie taki problem raz na czas wpaść do Polski na weekend. Przecież lot tani i trwa tylko 3 godziny. A co się później okazuje? Że to jednak problem. Tanie loty są tanie owszem, jeśli rezerwuje się je z dużym wyprzedzeniem. A kto planuje spontaniczny weekend na trzy miesiące wstecz? A do czasu lotu należy doliczyć transfer na lotnisko i oczekiwanie w terminalu i okazuje się, że z 3 godzin robi się 8 czyli niemal cały dzień. W wyniku tego większość emigrantów przyjeżdża do Polski raz, dwa razy do roku. To zdecydowanie mniej niż byśmy chcieli.

I na koniec listy problemów (nie jest to bynajmniej lista kompletna) – jesteśmy tu obcy! Możemy się asymilować, możemy mieć setki brytyjskich przyjaciół, dobrą pracę, wysoką pozycję społeczną, ale na długie lata plakietka „imigrant” będzie do nas przyszyta mocną nicią. I po dwudziestu latach ktoś może zwrócić uwagę na inny akcent i zapytać „skąd jesteś” uświadamiając, że nie jesteśmy stąd. I często tak się czujemy, niby jesteśmy u siebie, a jednak nie u siebie… To bywa bolesne i trudne. Każdy emigrant w większym lub mniejszym stopniu czuje się rozdarty. Jedna noga na długo pozostaje w Polsce, przy rodzinie, przy korzeniach, druga stoi na wyspie. „Odcięcie pępowiny” bywa trudne, a dla wielu niemożliwe.

Ale tak z całkiem drugiej strony. Jeśli zapytacie czy warto, odpowiem, że… jak najbardziej tak! Jest ciężko i to czasami bardzo, ale na końcu tego tunelu jest jakieś światełko. Jest cel i jego realizacja. To nie tak, że w Polsce się nie da, ale tutaj jest zwyczajnie łatwiej cele realizować. Przynajmniej mi jest łatwiej. A nie jestem odosobniony w tym zdaniu. Kto chce pracować, pracę znajdzie i zarobi. Może nie kokosy, ale na godne życie wystarczy. Pieniądze w Anglii na ulicy nie leżą, ale są w zasięgu ręki, wystarczy zakasać rękawy. Początki są trudne i skomplikowane, więc należy nastawić się na ciężką pracę, dosłownie i w przenośni.

Jak się żyje na emigracji? Inaczej! Emigracja to wyzwanie i duża zmiana. Kto nie lubi wyzwań i zmian, niech zostanie w domu.

Michał
Założyciel i administrator bloga Ponglish.eu. Na co dzień mieszka i pracuje w Anglii. Borykał się z problemami które sam teraz opisuje na tej stronie. Zadawał w internecie pytania, na które dziś udziela odpowiedzi.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*