Mity o UK #2 Życie jak w Madrycie

Dzisiejszy tytuł jest nieco przewrotny, bo gdzie Madryt, a gdzie Londyn. Ale wszyscy chyba znamy to określenie, za którym ukrywa się nic innego jak życie dostatnie, bogate i bezproblemowe. I tego właśnie określenia często Polacy używają w stosunku do swoich rodaków żyjących w UK, mając na myśli, że żyją tu sobie jak pączki w maśle, wydając funty na prawo i lewo. Czy tak jest naprawdę? Spróbujmy sobie odpowiedzieć.

Do powstania, czy też przede wszystkim do utrwalenia mitu bogatego Polaka za granicą przyczyniliśmy się my sami – emigranci żyjący z dala od miejsca urodzenia, rodziny i przyjaciół. Bo pokusa jest wielka – ukryć problemy, udowodnić całemu światu, że wyjazd był najlepszą decyzją w naszym życiu, że w końcu jesteśmy szczęśliwi i spełnieni.  I pewnie dla wielu z nas jest to szczera prawda, co nie zmienia faktu że za owym szeroko pojętym szczęściem i spełnieniem, kryją się osobiste problemy, czasami dramaty związane właśnie z faktem życia w obcym kraju. Borykamy się na co dzień z własnymi kłopotami, o których próbujemy zapomnieć i które próbujemy ukryć podczas każdej wizyty w rodzinnych stronach. Przyjeżdżamy do Polski, wymieniamy ciężko zarobione funty i przez tydzień, czy dwa żyjemy pełnią życia. A rodzina, znajomi patrzą i wyciągają własne wnioski, Bo z pieniędzmi się nie liczy, bo wszystkim stawia piwo, bo kupuje tonę ciuchów i wagon butów, bo idzie do fryzjera, do kosmetyczki, bo jedzie na weekend do najdroższego hotelu w okolicy. A jak wygląda prawda?

Droga pod górkę…

Zanim jakikolwiek imigrant na dobre zainstaluje się w UK i zacznie gromadzić na koncie bankowym stosy funtów, najpierw musi w ogóle wyjechać z kraju, zacząć życie tu na miejscu, znaleźć pracę, ustabilizować się. Wszystko to, co wymieniłem w jednym zaledwie zdaniu rozciąga się na wiele miesięcy, czy nawet lat. Już sama decyzja o emigracji to wiele nieprzespanych nocy, przemyśleń, rozmów z rodziną i przyjaciółmi. Taka decyzja potrafi dojrzewać latami a bardzo często kryje się za nią nie tylko brak pracy, ale często brak jakichkolwiek perspektyw, długi czy po prostu brak możliwości ruszenia z miejsca choćby na krok. Gdy decyzja zostanie już podjęta, sprawa wyjazdu nie jest taka oczywista. Trzeba przecież za coś kupić bilet, za coś żyć już na miejscu w UK. Kilka dni temu pisałem o kosztach początkowych. Gdy i ta bariera zostanie w końcu pokonana i uda się wyjechać, pojawia się cała masa problemów początkującego imigranta. Na tym blogu jest wiele artykułów szczegółowo opisujących pierwsze dni, tygodnie, problemy i sprawy do załatwienia.

Nawet jeśli uda się szybko znaleźć pracę, to o ile nie posiadamy szczególnych kwalifikacji będzie to praca za najniższą krajową, często tylko na pól etatu, albo praca naprawdę nieciekawa jak rozwożenie jedzenia, podstawowe prace fizyczne itp. Wiele miesięcy, czasami lat emigranci pomieszkują w wynajmowanych pokojach z sublokatorami za ścianą, z wiecznie zajętą łazienką, w raczej nieciekawym standardzie. Tu grzyb, tam pleśń, gdzie indziej znowu śmierdząca wykładzina. Wynajęcie samodzielnego mieszkania nie jest łatwe bo raz że drogo, dwa że brak wystarczających referencji i żadna agencja nie chce nam wynająć.

Brak mieszkania to tylko jeden problem. Nie wolno zapominać o barierach językowych czy kulturowych. Nowy kraj mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się cudowny i wspaniały, z dnia na dzień staje się coraz bardziej obcy i przerażający. To uczucie oczywiście przechodzi z czasem, ale zdecydowana większość z nas zna jego smak.

… a później wcale nie z górki…

Jeśli ktoś ma „łeb na karku” i żyje rozsądnie, prędzej czy później może się wyprowadzić z małego pokoju i zamieszkać w wynajętym mieszkaniu które ma całe dla siebie i z którego od poniedziałku do piątku będzie chodzić do pracy na pełny etat za pieniądze lepsze niż najniższa krajowa. Czy to już jest ten upragniony komfort? I tak i nie. Wraz z ustabilizowaniem materialnym niemal natychmiast pojawiają się inne problemy. Tęsknota za domem rodzinnym, przyjaciółmi. Poczucie wyobcowania. A przede wszystkim pojawia się irytacja że tych podstaw egystencji nie doświadczył w Polsce.

Bo prawda jest taka, że przeciętny człowiek z przeciętnymi kwalifikacjami (lub ich brakiem) wcale nie żyje tu jak król. Chodzimy do pracy jak w Polsce, męczymy się w niej jak w Polsce, mamy takie same codzienne problemy jak każdy przeciętny, pracujący w naszej ojczyźnie. Do tego dochodzą typowo emigracyjne problemy, między innymi te które już wymieniłem. Żyjemy z dnia na dzień, od weekendu do weekendu, od świąt do świąt, od urlopu do urlopu. Bierzemy kredyty na samochód, latami zbieramy na własne mieszkanie, bijemy się sami ze sobą czy pieniądze odkładać, czy konsumować. Tracimy pracę, szukamy pracy, mamy dobrych szefów, złych szefów, dobrych i złych współpracowników… Po prostu żyjemy z dnia na dzień, pracujemy i wydajemy nasze ciężko zarobione pieniądze na życie, na jedzenie i naprawdę drobne przyjemności.

Po co zatem w ogóle wyjeżdżać? Odpowiedź jest prosta i niestety niezbyt elegancka: otóż podstawowa różnica jest taka, że po przebrnięciu przez ciężkie początki, dochodzimy do etapu w którym dzień przed wypłatą na koncie (czy w portfelu) jest jeszcze kilka przysłowiowych groszy… w sensie funtów 😉

 

Michał
Założyciel i administrator bloga Ponglish.eu. Na co dzień mieszka i pracuje w Anglii. Borykał się z problemami które sam teraz opisuje na tej stronie. Zadawał w internecie pytania, na które dziś udziela odpowiedzi.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*