Ponglish podbija Londyn: „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni” – Londyn dzień 2

Po pierwszym, pełnym wrażeń, dniu w Londynie, nie zwalniam tempa. Pora na moją następną relację z kolejnego dnia mojego pobytu w Londynie.

Londyn, czwartek 25.07 – dzień drugi.

Drugi dzień mojego pobytu w Londynie był dniem, w którym podczas zwiedzania spędziłem znacznie więcej czasu wewnątrz miejsc, których odwiedzenie zaplanowałem na ten dzień, niż na zewnątrz. Być może dlatego żar lejący się z nieba nie dał mi się, aż tak we znaki. Zwiedzanie rozpocząłem od najsłynniejszego mostu w Europie jakim niewątpliwie jest The Tower Bridge. Przed udaniem się na wieże mostu miałem okazję na własne oczy zobaczyć moment, w którym most zostaje podniesiony, by umożliwić przepłynięcie statku, a następnie zostaje ponownie opuszczony. Przyznam się szczerze, że oglądanie jak potężna konstrukcja mostu unosi się do góry mocą silników i potem jak opuszcza się ponownie do pierwotnej pozycji zapiera dech w piersiach. Widok podniesionego mostu również robi wrażenie. Po tym ciekawym momencie przyszedł czas na zwiedzenie wież mostu. Z dwóch możliwych sposobów dostania się na samą górę (Winda lub schody) zdecydowałem się na drugą opcję. Pokonanie 206 stopni prowadzących na szczyt wieży nie należało do najłatwiejszych zadań, ale poniesiony trud wspinaczki całkowicie się opłacił. Widok na Tamizę jaki rozciąga się z samej góry wart jest wysiłku włożonego w pokonywanie schodów. Dodatkową atrakcją jest tzw „ Glass floor Challenge” polegający na przejściu szklanego fragmentu podłogi w kładkach pomiędzy wieżami, przez który widać drogę i Tamizę. To dopiero ekscytujący moment całego zwiedzania, gdy idąc tym fragmentem widzisz pod sobą przebiegającą przez most drogę i przepływająca pod nim Tamizę.

Kolejnym miejscem, do którego skierowałem swoje kroki, był „Monument”. Jest to wysoka kolumna z platformą widokową, z której można podziwiać panoramę Londynu, a na którą prowadzi 311 schodów. Wejście na samą górę okazało się jeszcze bardziej wyczerpujące niż w przypadku wież mostu The Tower Bridge. Podczas wchodzenia musiałem kilka razy zatrzymać się, by złapać oddech. W końcu jednak udało mi się dotrzeć na górę i mogłem podziwiać Londyn. Trzeba pamiętać, że schody prowadzące na górę cały czas zakręcają, więc wchodząc na górę idziemy cały czas tzw. „Ślimakiem”, co sprawia wrażenie, że schody nie mają końca. Po zejściu na dół otrzymałem specjalny certyfikat, który potwierdził, że pokonałem 311 schodów i wszedłem na górę. Bardzo pozytywny moment, biorąc pod uwagę ile razy podczas tej wspinaczki krytykowałem siebie za taki wybór. Na szczęście było to ostatnie miejsce, w którym trzeba było pokonać aż tyle schodów.

Następnym miejscem na liście. Było muzeum Sherlocka Holmesa. Nie będę się tutaj za bardzo rozpisywał, ponieważ w tym miejscu oprócz odstania swojego w kolejce zwiedzanie odbywało się w dość szybkim tempie ze względu na sporą liczbę odwiedzających. Powiem tylko tyle, że spełniło się moje marzenie. Byłem w miejscu związanym z moją ulubioną postacią literacką. Trzeba jednak przyznać, że to miejsce ma swój klimat i każdy fan Sherlocka koniecznie musi odwiedzić to miejsce przynajmniej raz w życiu.

Dzień drugi zakończyłem wizytą w Muzeum Madame Tussauds. Muzeum to kolejne miejsce, w którym trzeba być gotowym na stanie w kolejce choćby po odebranie biletów (Jeśli zakupiliśmy je wcześniej.) lub ich zakup.  Ja skorzystałem z zakupu przez internet, ale po przybyciu na miejsce i tak musiałem stanąć w kolejce, by odebrać swój bilet. Powiem szczerze, że Muzeum nie zrobiło na mnie dużego wrażenia. Jest bardzo zatłoczonym miejscem, wypełnionym gwarem ludzi pomieszanym z całym tłem dźwiękowym przygotowanym przez Muzeum. Trzeba być przygotowanym na poświęcenie kilku minut, by móc zrobić zdjęcie figurze bądź figurom naszych ulubieńców. Cała wycieczka zajęła mi około półtorej godziny i mimo dość stonowanych odczuć towarzyszących mi podczas wycieczki, to trzeba przyznać, że eksponaty w muzeum są naprawdę bardzo wiernym odtworzeniem prawdziwych postaci i to akurat robi dość duże wrażenie. Mimo mojego dość chłodnego odbioru tego miejsca będąc w Londynie powinno się je odwiedzić, gdyż nie codziennie ma się możliwość, by zobaczyć w jednym miejscu tyle sławnych postaci. W muzeum znajdują się różne sale, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Po zwiedzeniu Muzeum Madame Tussauds udałem się z powrotem do hotelu, aby trochę odpocząć i nabrać sił na trzeci, ostatni dzień pobytu w Londynie. Mam nadzieję, że relację z tego dnia uda mi się umieścić w sobotę wieczorem zgodnie z tym co napisałem na początku. Jeśli jednak tak się nie stanie to relacja pojawi się w poniedziałek wieczorem. Postaram się jednak, by trzeci artykuł pojawił się zgodnie z planem. Wszelkie zmiany jakie mogą nastąpić są po prostu wynikiem tego, że bardzo dużo się dzieje jak również tym, że nie zawsze mam dostęp do internetu. Pomimo tego jestem dobrej myśli i wierzę, że relacja pojawi się tak jak to sobie zaplanowałem. Ja zabieram się za pakowanie przed wyjazdem z Londynu, a Was zapraszam do lektury. Do zobaczenia w sobotę!!!

Marcin
Przedstawiciel młodej emigracji jednak nie w UK a... na Islandii! Wielka Brytania leży jednak w kręgu jego zainteresowań zwłaszcza wszelkie aspekty kulturalne i historyczne. Autor cyklu "Ikony Wielkiej Brytanii".

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*